09

październik

Pomagamy na pierwszej linii – wyjazd OSP

Skutki powodzi, które w minionym miesiącu przetoczyły się przez część Europy, w tym Polskę, przez wiele lat będą pamiętane przez poszkodowane w nich osoby. Korzystając z naszych związków z OSP, postanowiliśmy ruszyć na pomoc tym, którzy najbardziej tego potrzebowali.

15 września 2024 roku, na skutek trwającej powodzi, pękła tama w Stroniu Śląskim. Doprowadziło to do zalania miejscowości w dolinie rzeki Biała Lądecka. Nasza jednostka strażacka, mająca doświadczenie w usuwaniu skutków tego typu klęsk żywiołowych, postanowiła działać. Po kilku nieudanych próbach uzyskania zgody od Państwowej Straży Pożarnej (na przeszkodzie stał rejon działań znajdujący się poza naszym województwem), Urząd Miasta Myślenice ostatecznie dał nam zielone światło na wyjazd, choć zezwolił na to tylko czterem osobom wyposażonym w lekki sprzęt terenowy.

Do Lądka Zdroju dotarliśmy w piątek 27 września po długiej i trudnej podróży, podczas której widzieliśmy skalę zniszczeń – zerwane mosty, podmyte drogi i ruiny domów. Nasze pierwsze zadanie polegało na dowożeniu potrzebnych artykułów do odciętych od świata domostw. Po południu przenieśliśmy się do Radochowa, gdzie skutki powodzi były jeszcze bardziej okazałe. Przez kolejne dni pomagaliśmy mieszkańcom, dostarczając im żywność i agregaty, usuwając powalone drzewa, ratując dobytek z zalanych domów, a także wykonując wiele innych, mniej lub bardziej niecodziennych zadań.

Podczas naszej pracy spotkaliśmy setki wolontariuszy, którym pomagaliśmy dotrzeć do najdalej położonych miejsc. W wielu przypadkach uzupełnialiśmy także ich braki w wyposażeniu. Poruszanie się przez weekend po terenie całej miejscowości było skomplikowane: mimo zamkniętego ruchu dla pojazdów cywilnych, utrudniał to wszechobecny, ciężki sprzęt wojskowy, z którego korzystano podczas napraw zniszczonych dróg i mostów. Warunki pogodowe także nie były sprzyjające, jednak nie przeszkodziło nam to w sprawnym wykonywaniu powierzonych nam zadań.

W ostatni dzień, przed powrotem do Myślenic, mieliśmy jeszcze możliwość zobaczenia z bliska przerwanej zapory. Widok był przerażający – wyrwa miała blisko 15 metrów wysokości i 30 metrów szerokości, a drzewa rosnące wzdłuż koryta rzeki były pozbawione kory do wysokości 10 metrów.

Do naszych domów dotarliśmy w poniedziałek wczesnym rankiem. Mieliśmy kilka godzin na sen, bowiem już o 10:00 rano musieliśmy zająć się czyszczeniem i naprawami sprzętu wykorzystanego przez nas podczas akcji. Mimo iż cały wyjazd był wyczerpujący, a widok niezliczonych strat poniesionych przez mieszkańców głęboko poruszał i przygnębiał, to każdy z nas czuł się nieco lżej na sercu na myśl, że przez te kilkadziesiąt godzin pracy daliśmy z siebie tyle, ile tylko mogliśmy.

Autor: Wojciech Batko

WRÓĆ